Jem na zdrowie. Deser z kaszą jaglaną i jabłkiem.
Chyba powinnam zmienić nazwę bloga, bo to już nie jest tylko blog Matki Polki w UK ale Matki Polki, która stara się siebie i swoją rodzinę odżywiać w jak najzdrowszy sposób. Doszłam do wniosku, że mieszkając w Anglii z jednej strony jest łatwo wprowadzić zmiany w życie, z drugiej ciężko. Mówię o jedzeniu oczywiście. Łatwo, ponieważ mamy duży dostęp do organicznych farm i sklepów (zarówno tych stacjonarnych jak i online), które taką żywność oferują i możemy sobie na takie zakupy pozwolić ( bez szaleństw :) Z drugiej strony trudno, ponieważ ze sklepowych półek aż wylewają się różnego rodzaju słodkości, chipsy, gotowe dania obiadowe (wystarczy podgrzać w mikrofali ), półprodukty i inne rzeczy, które niestety nie są dobre dla naszego organizmu. Słodycze są bardzo tanie, za jednego funta można sobie kupić 6-pak batoników i niestety, wiele osób daje się na takie promocje naciągnąć, szczególnie jeśli się robi zakupy z dziećmi. A wiadomo, słodycze w szafce = zjedzone słodycze. Na nasze szczęście wyprawy do marketów ograniczamy do minimum, organiczne warzywa i kurczaka dowozi nam farma, jajka i mleko kupujemy na farmie, gdzie nie kuszą kolorowe opakowania słodkości za to słychać gdakanie kur łażących po trawie i muczenie ich koleżanek - krów. W weekend pozwalamy sobie na małe grzeszki ale i wtedy przeważnie jest to domowe ciasto lub dobrej jakości lody. Lub jedno i drugie.
Warto poczytać o wpływie cukru, konserwantów, pestycydów i wszystkich innych rzeczy, jakie teraz znajdują się w tym, co jemy. Wiele osób nie zdaje sobie z tego sprawy, że jedząc np. łososia uprawianego na farmie wyrządzamy sobie więcej szkody, niż pożytku. W sieci jest mnóstwo informacji na ten temat, poczytajcie o tym, czego nie dowiemy się od producentów żywności. Większość naszych znajomych znacząco puka się w głowę kiedy próbujemy tłumaczyć jak jest naprawdę, ale są też tacy, którzy zaczęli się zastanawiać i wprowadzać choćby małe zmiany w swoim życiu (pozdrowienia dla Asi !! ). Sama do niedawna byłam obojętna i jednym uchem wpuszczałam a drugim wypuszczałam wywody mojego męża, nadszedł jednak czas i na mnie i w końcu uwierzyłam, że jestem tym, co jem. I zgodnie z tym powiedzeniem zapraszam Was dziś na deser. Kasza jaglana przeżywa szczyty popularności, mnóstwo jej na blogach i w kuchniach. i bardzo dobrze, bo jest bardzo zdrowa. Sprawdza się zarówno w daniach wytrawnych jak i deserach, w co niektórym ciężko uwierzyć. Deser jest prosty w wykonaniu i smakuje nawet dzieciom.
Składniki:
- 2 szklanki ugotowanej kaszy jaglanej
- mleko roślinne (migdałowe, ryżowe, kokosowe)
- 4 jabłka
- laska wanilii
- cynamon, xylitol
- garść orzechów
Kaszę wsypujemy do garnka i zalewamy mlekiem.
Z wanilii wyłuskujemy ziarenka i dodajemy do kaszy.
Słodzimy do smaku xylitolem (lub po zdjęciu z ognia - miodem) i chwilę gotujemy.
Blenderem miksujemy na gładką masę.
Jabłka obieramy, kroimy w kostkę i wrzucamy do garnka, zalewamy odrobiną wody.
Dodajemy cynamon i xylitol (ok. 2 łyżek) i gotujemy do miękkości.
Można na końcu zmiksować ,ale nie jest to konieczne.
W pucharku układamy warstwę kaszy, jabłek i znowu kaszy.
Posypujemy ulubionymi orzechami, posiekanymi.
SMACZNEGO!!!
Pysznie wygląda.
OdpowiedzUsuńA co do słodyczy to prawda, tutaj można naprawdę szybko przytyć :)
Jak ładnie podane!
OdpowiedzUsuńWprosiła bym się na taki deser! Pięknie podane i musiało smakować bosko ;) Ja dziś też z kaszą szaleję ;)
OdpowiedzUsuńDo wypróbowania, zdecydowanie. Siedzę teraz mocno w kaszach :)
OdpowiedzUsuń