Domowa kapusta kiszona.

 
 
 
 
No i luty zleciał. Teraz już z górki do wiosny! Jak wspominałam na Fb zaczęłam trochę pracować, więc częstotliwość pojawiania się postów na blogu nieco spadła. Niestety tak w życiu jest, że coś za coś.
Przepisem, którym koniecznie się chciałam z Wami podzielić jest ten dzisiejszy na domową kapustę kiszoną. O dobroczynnych właściwościach kiszonek wiem już od dawna ale dopiero teraz postanowiliśmy zacząć z nimi przygodę. Do tej pory kupowaliśmy kapustę w sklepie ze zdrową żywnością mając pewność, że oprócz kapusty i soli nic więcej w słoiku nie ma. Niestety nawet najcudowniejsze właściwości kapusty  nie sprawiały, że wydawanie £8 za słoik nie odbywało się bez drżenia rąk! Za te pieniądze kupiliśmy kilka główek i przystąpiliśmy do dzieła. Dodam, że pomoc męskiej dłoni bardzo przydaje się przy grze wstępnej z kapustą :)
 
 
 
 
Składniki:
 
- dwie średnie główki kapusty białej, organicznej
- 3 łyżki soli dobrej jakości
- ewentualnie kilka marchewek
 
Nasze dwie  pierwsze partie to kapusta występująca solo, ponieważ nie chcieliśmy eksperymentować za bardzo od razu. Za pierwszym razem była też za bardzo poszatkowana i to zdecydowanie miało wpływ na całokształt. Na pewno w tym momencie przydatna będzie szatkownica, ja niestety jeszcze się jej nie dorobiłam.
Kapustę więc drobno szatkujemy.
Wrzucamy do dużego garnka (pamiętam czasy, kiedy kiszenie kapusty w moim domu to był cały rytuał...Wielka balia, cała rodzina i wspólna zabawa. Wraz z odejściem z tego świata Babci, odszedł też zwyczaj kiszenia na zimę. A szkoda...)
Solimy i przystępujemy do masowania/ugniatania kapusty.
Robimy to tak długo, aż kapusta puści sok i zmięknie. Przekładamy kapustę do glinianego garnka, jeśli jesteśmy szczęśliwymi posiadaczami takiego i mocno ubijamy.
Moja kisiła się w słoiku.
Kapustę musimy przygnieść(np. słoiczkiem napełnionym wodą ) tak, aby cała była przykryta sokiem, inaczej spleśnieje.
Stawiamy we w miarę ciepłym miejscu (np. na górnej szafce w kuchni), słoika nie zamykamy i codziennie wbijamy w naszą kapustę drewniany patyczek celem odgazowania jej.
Nasza kapusta kisiła się tydzień.
Próbujemy, jeśli smak nam  już odpowiada, słoik zamykamy i przenosimy w chłodne miejsce aby zapobiec dalszej fermentacji.
 
Tak, jak wspomniała, nasza przygoda z fermentacją dopiero się zaczyna. Próbowaliśmy też z innymi warzywami, marchewką, buraczkami i kalafiorem, niestety próba nie udała się prawdopodobnie dlatego, że warzywa nie były całkowicie przykryte zalewą i po prostu spleśniały. Zamówiliśmy jednak kolejne z organicznej farmy i nie poddamy się. I Was zachęcam do domowej produkcji kiszonek. A jeśli już jesteście ekspertami w tej dziedzinie, bardzo chętnie wysłucham dobrych rad.
 
 
 

Komentarze

  1. Jakże się cieszę, że napisałaś tego posta - noszę się z zamiarem ukiszenia kapusty - a raczej nosimy - od jakiegoś czasu. Sklepowa niedość, że ma dodatki to jeszcze jest pasteryzowana, czyli jest pozbawiona najważniejszego składnika - bakterii. Twój post dał mi kopa żeby w końcu się za to zabrać. Oboje z M przechodziliśmy rytuał kiszenia kapusty jako dzieci i on deklaruje pomoc. Niestety beczki brak i stopami ugniatać nie będziemy ;) Jak będę miała wątpliwości to wiem kogo pytać. Już mam pytanie ... nie do końca rozumiem patent z patyczkiem ...?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To ja się cieszę, że choć jedną osobę zmotywuję :) Patent z patyczkiem polega na tym, aby wbić go w słoik z kapustą kilkakrotnie, widać wtedy, jak gaz "ucieka", podobno ma to zapobiec zgorzknieniu kapusty.

      Usuń
  2. Monika... kisze od lat choc w Niemczech jest dosc tania kiszona, ale do swojej sie nie umywa. A ostatnio kisilam rozne warzywa i najbardziej mi posmakowala kalarepka kiszona.
    Pozdrawiam Ewa K :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty